Pierwszy próg jest dość sympatyczny, pod
progiem wzdłuż brzegu ustawione są siedziska bambusowe żeby można było sobie
odpocząć. Głównymi odwiedzającymi wodospad są plażowicze. Rozkładają się z
ręcznikami na siedziskach i kąpią się pod wodospadem. Idziemy do kolejnego
progu. Trasa idzie ostro w górę, zaczynają się schody. Szlak robi się bardzo
wąski, jesteśmy chyba pierwszymi osobami dzisiaj na szlaku. Zaczynam się
baczniej rozglądać po okolicy wypatrując węży. Każdy korzeń na szlaku może się
okazać jakimś gadem. Troche mam pietra bo nie wiem co można tutaj spotkać.
Kolejne progi są coraz ładniejsze. Po jakiejś godzinie ostrej wspinaczki
docieramy w końcu do ostatniego - śiodmego progu. Sprawdzamy temperaturę wody
pod wodospadem i o dziwo okazuje się bardzo ciepła. Kąpiemy się przez kilka minut
(da sie pływac i jest dość głęboko) po czym na górze pojawiają się pierwsi po
nas turyści.
Rozkładają się ze sprzętem fotograficznym więc zwijamy się i
wracamy na dół. Na dole pod bramą parku sprzedają nam talerzyki pamiątkowe z
naszymi fotografiami zrobionymi gdzieś z ukrycia na szlaku (100THB za sztukę).
Wsiadamy do samochodu i ruszamy do świątyni tygrysa. Po godzinie jazdy jesteśmy
na miejscu. Tłumy ludzi wskazują że nie pomyliliśmy trasy (niestety). Kupujemy
bilety (300THB/osobę) i wchodzimy za bramę. Pierwsze zwierzę, które widzimy za
bramą to sarna (albo coś podobnego - nie mam pojęcia czy tu wystepują sarny).
Siedzi sobie pod murkiem i nie przejmuje się przewalającym się tłumem
mijajacych ją ludzi. Docieramy do miejsca, gdzie kłębi się tłum. Ktoś nas
ustawia w szeregu i widzimy tygrysy prowadzone przez ludzi na smyczach. Tygrysy
są prowadzone do kanionu w którym będzie można sobie zrobić z nimi fotografie.
Ostatni tygrys prowadzony na smyczy sluży do robienia fotografi pt.
"spacerowanie z tygrysem". Tłum ludzi leci za tygrysem (pracownicy
pilnują żeby nikt nie wyszedł przed tygrysa). Jeden z pracowników odbiera od
turysty aparat fotograficzny i ustawia turystę z tyłu tygrysa tak żeby
wyglądało że to ten turysta prowadzi tygrysa. Pstryknięcie fotki, oddają aparat
i następny turysta podchodzi do tygrysa. Cały tłum w ten sposob odprowadza
jednego tygrysa i każdy ma w trakcie tej czynności zrobione zdjęcie. Bardzo
sprawnie to funkcjonuje. Wchodzimy do kanionu, ustawiają nas w kolejce, kanion
jest przegrodzony liną za która nie wolno wchodzić. Po drugiej stronie sznurka
leżą sobie przypięte łańcuchami do skał tygrysy.
Obsługa pilnuje żeby tygrysy
leżały i co jakiś czas polewają je wodą. Pani z obsługi wyjaśnia zasady. Stoi
się w kolejce. Nie wolno wchodzić za linę w okularach, kapeluszach i z
plecakami lub torbami. Oddaje się sprzęt foto/video pracownikowi a z drugim za
rękę idzie się od tygrysa do tygrysa wykonujac jego polecenia. Bierze mnie za
rękę jakaś dziewczyna z obsługi, druga bierze moją kamerę (i widać że zna się
na rzeczy bo wie jak się nią posługiwać)(żeby tylko unikała zoomowania i żeby
jej się tak ręce nie trzęsły – przyp. autora). Idziemy do pierwszego tygrysa
który leży leniwie na ziemi (już wiem po co ten kanion i godzina 13:00 - upał
jak cholera i kotki są bardzo senne :) pani sadza mnie z tyłu kotka (tak żeby
mnie przypadkiem nie zobaczył), głaskam go po grzbiecie a druga pani kręci mnie
kamera. Kilka sekund, zmiana kotka i od nowa. Kotki są ustawione w różnych
pozach, niektóre leżą parami malowniczo na wielkim kamieniu po środku kanionu.
Po rundce z wszystkimi tygrysami wracam za sznurek, dostajęz powrotem do ręki
swoją kamerę i pani objaśnia że mogę sobie stanąć ponownie w kolejce i zrobić
dowolną ilość rundek. Wracam za sznurek tym razem z aparatem foto. W tym czasie
zza sznurka żona kręci mnie kamerą. Kolejka się przerzedza - można wchodzić
praktycznie od razu i obsługa namawia do tego. Dostaję (w zamian za datek
100THB) wisiorek z zęba tygrysa.
Moja kobieta szaleje z aparatem - zdaje się że
jest w swoim żywiole. O 14:15 wynosimy się z kanionu, idziemy do klatek
zobaczyć małe tygryski. O 14:30 wychodzimy i jedziemy do Kanchanaburi. Kierowca
podwozi nas pod biuro gdzie sprzedają bilety na klimatyzowany autobus do
Bangkoku. Jedziemy o 15:40 (100THB). Okolo 18 jesteśmy w Bangkoku na dworcu
(Moh Chit) prawie 10km od centrum. Przed dworcem taksówkarze próbuja nas
naciagnąc na kurs na dworzec kolejowy za 300THB - wyśmiewamy ich. Łapiemy
taksówkę na ulicy i jedziemy na dworzec kolejowy za 100THB. Jak wysiadamy to
dorzucam jeszcze kierowcy 50THB jako napiwek i jest bardzo szczęśliwy. Siedzimy
na dworcu i nudzimy się jak mopsy. Zwiedziliśmy już wszystkie zakamarki dworca
(toaletę radzę unikać - 2THB). O 23:00 siedzimy w końcu w pociągu do Surat
Thani (lekko spóźniony)(1156THB) i cieszymy się z klimatyzacji. Czeka nas teraz
ponad 9h jazdy. Stewardesy roznoszą kocyki, ciastka i wodę mineralną. Pociąg
rusza i zaczyna nabierać prędkości. W Tajlandii tory kolejowe nie są w
najlepszym stanie. Chyba nie znaja tutaj przyrządów do pomiaru poziomu szyn.
Pociąg jedzie z predkością 90km/h, rzuca nami na boki, są takie momenty, że
boję się że wylecimy z torów i skończy się to katastrofą kolejową. Widać
jednak, że maszynista wie na co sobie może pozwolić więc z czasem i ja się
przyzwyczajam i idę spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz