wtorek, 4 lutego 2014

Tajlandia/Kambodża - pierwsza wyprawa - odcinek 20 - Koh Samui


Po śniadaniu odbieramy z recepcji nasz skuter (Yamaha) i jedziemy wykombinować gdzieś mapkę wyspy (poprzednia została w starym motorze). Tankujemy motor do pełna (110THB czyli 25THB za litr etyliny 91) i zasuwamy do miasta. Wpadamy do paru biur podróży ale map nie posiadają. Jedziemy więc do naszego "ulubionego" portu promowego - tam darmowe mapki stały na regałach. Przy okazji śmigniemy motorkiem przed chciwymi taksówkarzami - a niech wiedzą że sobie potrafimy bez nich poradzić (byle nie byli zbyt pamiętliwi bo jutro jakoś z hotelu do miasta z walizkami musimy dojechac).
Wpadamy do portu, zgarniamy mapkę i jedziemy do wodospadu Namuang 1 (sa dwa). Parkujemy motor (10THB) i lecimy pod wodospad (za darmo :) Wodospad jest zaraz koło parkingu, nikt się pod nim nie kąpie (my też nie próbujemy) - dzwoni mi telefon - a to mój szwagierek dzwoni przez VoIP. U niego jest teraz 4 rano - musi cierpieć na bezsenność albo się kawy za duzo opił :)
To pierwszy do mnie telefon od 3 tygodni. Już zapomniałem jak się odbiera :)
Wodospad zaliczony, jedziemy szukać drugiej sztuki. Z drugą jest trudniej bo tam zwykle biura organizują wycieczki na słoniach. Niemniej dla chcącego nic trudnego... Parkujemy motor na parkingu przed farmą krokodyli (za darmo) i lecimy w dżunglę. Kiedyś szlak musiał być wyznaczony wzdłuż rzeki - teraz prowadzi od budki z napojami do budki z napojami.  Co kilka metrów szopa a w niej siedzi sprzedawca/czyni i wola "Hej, mister! Do you like to drink something?" Zdaje się że wszyscy uczą się tylko tego jednego zdania w szkołach marketingu. Po kilku minutach docieramy pod wodospad. Bardzo przyzwoity i dość wysoki. Nie bardzo można się pod nim kąpać (mało miejsca) ale zamoczyć się da (zimna woda!). W drodze powrotnej kupujemy w jednej z szop cole (20THB)(pepsi nie mieli L) i kokosa (30THB). Kokos jest ciepły ale bardzo słodki. Zaczyna lekko kropić deszczem, jedziemy na plażę Chaweng (duże fale). Po drodze zaliczamy punkt widokowy na cyplu między plaża Lamai a Chaweng. Skaliste urwisko i błękitne morze. Przy okazji dopada nas jakis miejscowy prosząć o wypełnienie ankiety na temat naszego pobytu w Tajlandii i na Koh Samui. Wypełniamy i jedziemy na Chaweng. Żona w koszuli z długimi rękawami i kapeluszu siedzi w wodzie pozwalając się tarmosić przez fale (przypominam - wczoraj spiekliśmy się trochę na słońcu - profilaktyka jest więc konieczna). Ja siedzę w cieniu i pozwalam miejscowym laskom podziwiać się (ale jakoś żadnej w okolicy nie widać, dookoła leża tylko tłuste niemki w stroju topless). Po kąpieli jedziemy na poszukiwanie jedzenia. Zaczyna lekko padać deszcz. Znajdujemy na Chaweng restaurację Pizza Hut - ze szczęścia prawie płaczemy. Zamawiamy średnia pizze super supreme z ekstra serem i pepsi do picia (z dolewką!)(420THB). Przynoszą pizzę, zaczynamy jeść i coś się nie zgadza smakowo. Sprawdzamy menu i okazuje się że ta pizza ma jako dodatek jeszcze ananasa (tu wszystko jest z ananasem albo kokosem). Ale da sie zjeść. Po obiedzie jedziemy na inną plazę (koło wioski muzułmańskiej) gdzie układam swój tyłek w płytkiej i bardzo ciepłej wodzie. Jak już na tyłku dostaję zmarszczek od wody to zwijamy się i jedziemy poszukać dobrego miejsca na fotografowanie zachodu słonca. Robimy trochę zdjęć i wracamy już po ciemku w kierunku hotelu. Po drodze wpadamy na kolacje do restauracji (zupa kokosowa z kurczakiem, krewetki z czosnkiem i zielonym pieprzem, 3xpepsi)(285THB). Zupy nie polecam - krewetki da się zjeść choć potrawa raczej egzotyczna w smaku. Po kolacji wpadamy jeszcze do kafajki internetowej (1THB za minutę) potem do sklepu 7eleven i kupujemy puszki tajskiej pepsi dla szwagierka do spróbowania (14THB za sztukę). Wracamy do hotelu i padamy na pyski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz