poniedziałek, 3 lutego 2014

Tajlandia/Kambodża - pierwsza wyprawa - odcinek 13 - Chiang Mai


Wstajemy rano, pakujemy walizki, jemy sniadanie i wykwaterowujemy się z pokoju. Zostawiamy bagaż w recepcji (dostajemy pokwitowanie) i lecimy na zwiedzanie. Łapiemy na ulicy miejscowego busika (czerwony pickup z dwoma ławkami - songthaew) i mówimy kierowcy "Doi Suthep". Dogadujemy cenę (w trakcie wyszło że jednak nie dogadaliśmy więc w sumie zapłaciliśmy za wynajęcie busika na pół dnia 400THB). Jedziemy do świątyni Doi Suthep. Znajduje się ona około 20 kilometrów od Chiang Mai na wzgórzu. Jazda jest koszmarem - kierowca ścina zakręty, jeździ pod prąd na wąskich serpentynach. Po drodze rozkracza mu się samochód ale szybko go naprawia grzebiąc kluczami w silniku. Od tego naprawiania zaczyna w samochodzie śmierdzieć spalinami. Moja żona źle się od tego czuje ale w końcu docieramy na miejsce. Tłum ludzi, komercja totalna. Wstęp 30THB od osoby. Widok na panoramę miasta - brak - taki smog że nic nie widać. Robimy zdjęcia, obchodzimy swiątynię dookoła i schodzimy na dół.

W drodze powrotnej wstępujemy jeszcze do Wat Chet Yot (wstęp bezpłatny) i każemy kierowcy odwieźć się do parku. Zwalniamy kierowce i wypłacamy mu kasę. Szwendamy się po parku szukając miejsca do usiadnięcia - wszystko pozajmowane, na trawnikach leżą całe rodziny. W alejkach stoja przewoźne wypożyczalnie mat bambusowych (do leżania) – biznes się kręci. Idziemy do centrum, robimy zakupy (pamiatki), jemy obiad w tej samej knajpie co wczoraj (to samo danie ale tradtcyjnie już danie ma inny wygląd i inny smak - tylko cena ta sama). Wracając przez Night Bazaar kupujemy torbę i... pamiatki :-) Odbieramy walizki z przechowalni w hotelu, łapiemy tuk-tuka i jedziemy na stację kolejową. Na peronie impreza. Na telewizorach leci jakiś mecz piłki nożnej. Obsługa dworca i pasażerowie szaleją przed ekranami. Przyjeżdża pociąg z Bangkoku, wysiadają ludzie po czym obsługa dworca zaczyna myć wszystkie wagony z zewnątrz wężem z wodą. Po umyciu zmiana tabliczek i oto stoi nasz pociag którym mamy wyjechać o 21:00 do Phitsanulok. Wyjeżdzamy punktualnie o 21:00 - po wagonie kręcą się kolejowe stewardesy rozwożąc wodę mineralną i coś do jedzenia (nie korzystamy). GPS pokazuje mi 256 km odleglości do przebycia a według rozkładu jazdy mamy na miejsce dojechać o 3:39 nad ranem - czyli 6,5h jazdy co daje strasznie niską średnią szybkość. Jednak pociąg zasuwa ponad 100km/h - to ja nie wiem czemu tak dlugo mu zajmuje przejechanie tego odcinka - może jedzie dookoła?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz