wtorek, 4 lutego 2014

Tajlandia/Kambodża - pierwsza wyprawa - odcinek 22 - Bangkok


Wstajemy o 5 rano po nieprzespanej nocy, pogryzieni (nie mam pojecia przez co - i wolę nie wiedzieć). Pracownik kolei składa nasze łóżka i zabiera pościel. Po pociągu biegają kelnerzy z kawą i śniadaniami (odpłatnie). Przed 6 rano jesteśmy w Bangkoku.
Zostawiamy bagaż w przechowalni (110THB!) i idziemy na piechotę w kierunku Dusit. O 8:00 jesteśmy przed wejściem do ZOO w Dusit. Płacimy za wstęp (200THB) i zwiedzamy przez kilka godzin. Bardzo małe zoo ale dość sympatycznie urządzone. Mają w nim kilka ciekawych zwierzaków jak pandy czerwone oraz biale tygrysy.
O 14:00 bierzmy tuk-tuka (80THB) i jedziemy na dworzec kolejowy, stamtąd idziemy do chińskiej dzielnicy kupić rambutany (25THB) i mangostany (70THB). Przy okazji kupujemy puszkę z durianem (60THB) - będziemy testować po powrocie. Wracamy na dworzec, odbieramy bagaż z przechowalni, bierzemy taksówkę i jedziemy na lotnisko (to nasz drugi raz w Tajlandii że jedziemy taksówką według wskazań taksometru - pierwszy raz z lotniska a drugi na lotnisko, poza tymi razami nikt nigdy nie chciał włączyć taksometru i ceny zawsze były umowne). Za taksowkę placimy 200THB - dorzucam kierowcy jeszcze 100THB i jest zaskoczony i szczęśliwy. Na lotnisku odprawiamy bagaż, wymieniamy bahty na euro, przechodzimy kontrolę paszportow (brak opłaty wylotowej – właśnie w trakcie naszego pobytu ją zlikwidowali) i wsiadamy do samolotu linii Cathay Pacific lecącego z Bangkoku do Hong Kongu. Przesiadka na samolot do Paryża (CDG) i w Paryżu cyrk z szukaniem stanowiska LOTu (żeby dostać karty pokładowe) – mała podpowiedź – podobno karty pokładowe LOTu można dostać w strefie tranzytowej na stanowisku American Airlines (ale nikogo tam nie było więc musiałem szukać gdzieś indziej) – druga możliwość to przejść odprawę i wyjść na halę odlotów – znaleźć stanowisko LOTu (a jak tam nikogo nie będzie to Lufthanse) i tam odprawić się bez bagaży (ja tak zrobiłem).
W końcu mamy karty pokładowe, wsiadamy do Embraera i lecimy do Polski. Tak kończy się nasza trzytygodniowa podróż.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz