czwartek, 5 grudnia 2013

Tajlandia/Kambodża - pierwsza wyprawa - odcinek 9 - Chiang Mai


Pobudka o 4:45 - zamówiliśmy budzenie w recepcji na 5:00 ale zaspali (dzwonili dopiero o 5:30). Dobrze, że mamy w telefonach własne budziki :)
Spakowani o 6:00 wyruszamy taksowką na lotnisko (taxi 7USD). Na lotnisku przy check-in są pierwsze komary jakie widzimy w tym kraju. Jest ich chmara. Ludzie machają rękami i tłuką jednego za drugim. Smarujemy się OFF'em (30% DEET) i jakoś udaje nam się przeżyć. Opłata wylotowa 25USD od osoby. Lecimy do Bangkoku (liniami lotniczymi AirAsia) - na pokładzie samolotu kawa i kanapka (110THB). Przylatujemy do Bangkoku, kolejny check-in i przechodzimy do terminala lotow krajowych. Odlot się trochę opóźnia ale w końcu wsiadamy do samolotu i lecimy do Chiang  Mai. Godzina lotu i już lądujemy. Na lotnisku masa naganiaczy proponujących wycieczki, taksówki i wszystko co tylko można zaproponować. W hali przylotu, jeszcze zanim na taśmę wyjechały nasze walizki - juz mamy wykupiony 2 dniowy trekking po dżungli (1600THB za osobę). Przed lotniskiem miał na nas czekać kierowca z hotelu (zaplaciłem transfer z lotniska wraz z noclegami) – i pierwszy problem - kierowcy nigdzie nie widać. Telefonują z lotniska do hotelu a oni tam nic o transporcie nie wiedzą - bierzemy więc taxi i jedziemy na własną rekę (120THB) do Lanna Palace 2004 Hotel (184 Chang Klan Road, Chiang Mai 50100). Hotel okazuje się być dość
przyzwoity. Dostajemy pokój na 11 piętrze - widok na miasto jest bardzo przyjemny. W pokoju jest czajnik bezprzewodowy i pudełko z herbatą, kawą i cukrem oraz 2 butelki wody mineralnej (dziennie) - wszystko to gratis (a właściwie w cenie noclegu).
Ponieważ wykupiliśmy jeszcze na lotnisku nieplanowany dwudniowy trekking - cały nasz plan wziął w łeb. Posadziłem żonę przy telefonie i zaczęliśmy próbować poprzestawiać rezerwację hotelu tak, żeby nie stracić 1 doby hotelowej (1650THB) - agencja sawadee zmieniła nam rezerwację tak jak chcieliśmy - za to my wspaniałomyślnie odpuszczamy im to, że nas nie odebrali z lotniska.
Zadowoleni z dobrego obrotu sprawy walimy na miasto. Zaznaczam na GPS'ie gdzie jest nasz hotel żeby do niego ponownie trafić i ruszamy do boju.
Chiang Mai jest mniejsze od Bangkoku i przyjemniejsze z wyglądu. Klimat też ma dużo łagodniejszy (góry). Zobaczyliśmy po drodze parę światyń a ponieważ robi się już ciemno to wpadamy do jakiejś knajpy na Tha Pae Road na kolację. Knajpka skromna ale na scianach masy papierkow we wszystkich jezykach na których rożni turyści chwalą jaka to dobra knajpa. Tradycyjnie zamawiamy - ja kurczak słodko-kwaśny z ryżem a moja kobieta makaron z ważywami i wołowinę. Za często bierzemy te same dania - i za każdym razem smakują zupełnie inaczej :-) Grunt, że są mało pikantne. Kolacja dość przyzwoita (130THB za 2 osoby wraz z napojami). Wracamy do hotelu pakować graty na trekking. Część bagażu (walizki) musimy zostawić w przechowalni w hotelu a plecaki z niezbędnymi rzeczami zabieramy w góry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz