czwartek, 5 grudnia 2013

Tajlandia/Kambodża - pierwsza wyprawa - odcinek 7 - Roluos Group i Phnom Penh


Rano budzimy się o 5:30, pakujemy się, jemy śniadanie i wychodzimy. Nasz kierowca już czeka przed hotelem - dzisiaj jedziemy do grupy swiatyń Roluos Group. Świątynie nie są szczególnie atrakcyjne. Jedna z nich (Lolei) jest jeszcze „w użyciu” – plątają się dookoła niej mnisi w pomarańczowych wdziankach.


Wracamy do hotelu, wymeldowujemy się, zostawiamy bagaże w recepcji i biegniemy zwiedzać okolice hotelu. Znajdujemy jeszcze 2 swiątynie o bliżej nieokreślonym wieku. Robimy parę fotek i karmimy cukierkami dzieciaki  na ulicy. Jedziemy na dworzec autobusowy (jak się to hucznie nazywa ;-). Po drodze kupujemy na drogę pepsi (3 puszki za 2$) oraz bagietkę (miejscowa specjalność -  pozostałość po kolonizacji francuskiej). O 12:30 mamy wyjazd autobusu. Po paru godzinach jazdy kierowca robi postój na 15 minut - jesteśmy w Kampong Thom. W sam raz na szybkie zakupy i ucieczkę przed żebrającymi dziećmi i ofiarami min. Kilka dzieciaków karmimy cukierkami i kupinymi przed chwilą owocami (rambutany, mangostany i banany). W końcu ruszamy. Na 18:30 jesteśmy w Phnom Penh. Odpędzając się od natrętnych kierowców tuk-tukow idziemy na piechotę do hotelu Riverside (200m od postoju autobusu). W hotelu dostajemy pokój z widokiem na rzekę Mekong. Standard pokoju jest dużo niższy od tego jaki mieliśmy w Siem Reap. Jakoś to przeżyjemy. Wychodzimy na miasto na kolację i poszukać dostępu do internetu. Kolacje zjadamy w restauracji Randez-vous (w środku widzimy dużo białasów a „miliony much nie mogą się mylić” wiec chyba da się tam coś zjeść). Zamawiamy „Fried Chicken with Rice” oraz „Beef with Noodle”. Do tego pepsi i razem mamy 8$ do zaplaty. Internet znajdujemy w jakimś ciemnym zaułku - cena 1500 rieli za godzine (1$=4100 rieli) ale działa tragicznie wolno. A potem lulu w hotelu z zepsutą klimą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz