Co można robić w Phnom Penh?
Można próbować spać (choć bez
jakichś większych sukcesów gdy w pokoju hotelowm ma się rozklekotaną klimę i ruchliwą
ulicę pod oknem). Khmerowie uwielbiaja trąbić, trąbią przy każdej okazji -
informując o tym, że właśnie jadą i żeby im w tej radosnej czynności nie próbować
przeszkadzać.
Oprócz spania można spędzić dzień
na poszukiwaniu mało pikantnych potraw w restauracjach (na szukanie w ogóle
niepikantnych potraw trzeba sobie zarezerwować kilka dni).
Można też w Phnom Penh odwiedzić
Pałac Królewski, Wat Phnom i srebrną pagodę (która nie jest srebrna!). Jak ktoś
lubi mocniejsze wrażenia to może wybrać się również do muzeum martyrologi narodu
khmerskiego mordowanego przez czerwonych khmerów i Pol Pota. A jak ktoś
chciałby poczuć się jak czerwony khmer to może za kilka dolarow postrzelać sobie
z kałasznikowa na strzelnicy czy rzucić ręcznym granatem. Zostaliśmy przy
klasycznych rozrywkach. Zaczęliśmy od Pałacu Królewskiego. Wstęp 3USD i dodatkowo
1USD za robienie zdjeć i 3USD za kamerę video. Pałac jest ogólnie niedostępny do
zwiedzania. Krąży się po dziedzińcu między tabliczkami "zakaz
wstępu". Można wejść do sali tronowej ale pomimo uiszczenia opłat za
fotografowanie czy filmowanie - nie można tego robić. Fotografować można tylko
budynki z zewnątrz. Być może zakaz ten ma swoje uzasadnienie - po co ludzie na
świecie mają się dowiedzieć że w środku tego pałacu właściwie niczego do oglądania nie ma?
Będąc wcześniej w Pałacu Królewskim w
Bangkoku nasuwają się od razu pewne porównania. Palac w Phnom Penh wygląda jak ubogi
krewny przy Pałacu w Bangkoku. Szmaragdowy Budda też jest jakiś skromniejszy.
Zobaczyć warto ale żeby porównać - a w Bangkoku jest taniej - i nie ma ograniczeń
w fotografowaniu i filmowaniu.
Tak więc łazimy sobie bez celu po
Pałacu w Phnom Penh - założone mam szkła kontaktowe i zaswędziało mnie oko więc
je potarlem przez powiekę - i zrobiłem sobie "problem" - złożylem
sobie na pół soczewkę pod powieką. Oko zaczęło boleć więc ewakuowaliśmy się
tuk-tukiem do hotelu gdzie szkło kontaktowe sobie z niemałym trudem
wygrzebałem. Ponieważ oko miałem podrażnione to resztę dnia spedziłem w
okularach. W ten sposób rozwalił nam się program wycieczki w Phnom Penh.
Postanawiamy realizować go od tyłu. Ruszamy na piechote z hotelu do Wat Phnom.
Muszę przyznać że w Kambodży cieżko się przechodzi na drugą stronę jezdni.
Przejście między pędzącymi motorami i
samochodami to jak wiekowa gra komputerowa o nazwie Frogger. Slalom żabką
między samochodami. Wrażenia są mocne - adrenalina gwarantowana - przed
wejściem na jezdnię należy się upewnić czy posiada się polisę ubezpieczeniową
na życie i OC (biały jest zawsze winny wypadku drogowego - nawet jak go potrącą
na przejściu dla pieszych - dlatego lepiej mieć w polisie ubezpieczenie od
odpowiedzialności cywilnej).
Świątynia Wat Phnom jest bardzo
skromna (bilet wstępu - 1USD) - mieści się na wzgórzu otoczonym rondem drogowym. W parku
dookoła wzgórza spotkać można miejscowe małpy - wypasione przez turystów. Małpy
są bardzo grube i przypominają raczej kota Garfielda.
Ze świątyni idziemy w kierunku
dawnej ambasady USA i koło dworca kolejowego docieramy do centralnego targu
(Psar Thmei). Na targu kupujemy miejscowe owoce o nazwie mangostan - bardzo
smaczne ale wyjątkowo nietrwałe (7000 rieli za kilogram). Kupiliśmy za 1USD i
ruszamy w kierunku centrum handlowego Sorya - w centrum handlowym zaliczamy
kibelek oraz jemy lunch w khmerskim fast foodzie BBQ World (2,80USD za zestaw).
Dalej po drodze jest pomnik
niepodległości, pomnik przyjaźni khmersko-wietnamskiej i to by było tyle z
naszego programu. O 15:00 jesteśmy po zwiedzaniu. Wpadamy jeszcze do Muzeum
Narodowego (3USD wstep, 1USD foto, 3USD video - oczywiście w środku zakaz używania
foto czy video!). Po muzeum idziemy nad rzekę i wynajmujemy łódź na rejs „na
zachód słońca” (15USD za dwie osoby i cała
łódź poza tym pusta). Rejs jest bardzo przyjemny i odprężający - widzimy wioski pływające i wiele
łodzi zamieszkałych przez wietnamskich imigrantow.
Po rejsie internet, kolacja (spring rolls’y 2USD, wołowina z ryżem 4USD, pepsi 1USD) i do spania. Rano trzeba wstać skoro świt i wracamy do Tajlandii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz