czwartek, 5 grudnia 2013

Tajlandia/Kambodża - pierwsza wyprawa - odcinek 8 - Phnom Penh


Co można robić w Phnom Penh?
Można próbować spać (choć bez jakichś większych sukcesów gdy w pokoju hotelowm ma się rozklekotaną klimę i ruchliwą ulicę pod oknem). Khmerowie uwielbiaja trąbić, trąbią przy każdej okazji - informując o tym, że właśnie jadą i żeby im w tej radosnej czynności nie próbować przeszkadzać.
Oprócz spania można spędzić dzień na poszukiwaniu mało pikantnych potraw w restauracjach (na szukanie w ogóle niepikantnych potraw trzeba sobie zarezerwować kilka dni).
Można też w Phnom Penh odwiedzić Pałac Królewski, Wat Phnom i srebrną pagodę (która nie jest srebrna!). Jak ktoś lubi mocniejsze wrażenia to może wybrać się również do muzeum martyrologi narodu khmerskiego mordowanego przez czerwonych khmerów i Pol Pota. A jak ktoś chciałby poczuć się jak czerwony khmer to może za kilka dolarow postrzelać sobie z kałasznikowa na strzelnicy czy rzucić ręcznym granatem. Zostaliśmy przy klasycznych rozrywkach. Zaczęliśmy od Pałacu Królewskiego. Wstęp 3USD i dodatkowo 1USD za robienie zdjeć i 3USD za kamerę video. Pałac jest ogólnie niedostępny do zwiedzania. Krąży się po dziedzińcu między tabliczkami "zakaz wstępu". Można wejść do sali tronowej ale pomimo uiszczenia opłat za fotografowanie czy filmowanie - nie można tego robić. Fotografować można tylko budynki z zewnątrz. Być może zakaz ten ma swoje uzasadnienie - po co ludzie na świecie mają się dowiedzieć że w środku tego pałacu właściwie niczego do oglądania nie ma?
Będąc wcześniej w Pałacu Królewskim w Bangkoku nasuwają się od razu pewne porównania. Palac w Phnom Penh wygląda jak ubogi krewny przy Pałacu w Bangkoku. Szmaragdowy Budda też jest jakiś skromniejszy. Zobaczyć warto ale żeby porównać - a w Bangkoku jest taniej - i nie ma ograniczeń w fotografowaniu i filmowaniu.
Tak więc łazimy sobie bez celu po Pałacu w Phnom Penh - założone mam szkła kontaktowe i zaswędziało mnie oko więc je potarlem przez powiekę - i zrobiłem sobie "problem" - złożylem sobie na pół soczewkę pod powieką. Oko zaczęło boleć więc ewakuowaliśmy się tuk-tukiem do hotelu gdzie szkło kontaktowe sobie z niemałym trudem wygrzebałem. Ponieważ oko miałem podrażnione to resztę dnia spedziłem w okularach. W ten sposób rozwalił nam się program wycieczki w Phnom Penh. Postanawiamy realizować go od tyłu. Ruszamy na piechote z hotelu do Wat Phnom.
Muszę przyznać że w Kambodży cieżko się przechodzi na drugą stronę jezdni. Przejście między pędzącymi motorami i samochodami to jak wiekowa gra komputerowa o nazwie Frogger. Slalom żabką między samochodami. Wrażenia są mocne - adrenalina gwarantowana - przed wejściem na jezdnię należy się upewnić czy posiada się polisę ubezpieczeniową na życie i OC (biały jest zawsze winny wypadku drogowego - nawet jak go potrącą na przejściu dla pieszych - dlatego lepiej mieć w polisie ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej).
Świątynia Wat Phnom jest bardzo skromna (bilet wstępu -  1USD) - mieści się na wzgórzu otoczonym rondem drogowym. W parku dookoła wzgórza spotkać można miejscowe małpy - wypasione przez turystów. Małpy są bardzo grube i przypominają raczej kota Garfielda.
Ze świątyni idziemy w kierunku dawnej ambasady USA i koło dworca kolejowego docieramy do centralnego targu (Psar Thmei). Na targu kupujemy miejscowe owoce o nazwie mangostan - bardzo smaczne ale wyjątkowo nietrwałe (7000 rieli za kilogram). Kupiliśmy za 1USD i ruszamy w kierunku centrum handlowego Sorya - w centrum handlowym zaliczamy kibelek oraz jemy lunch w khmerskim fast foodzie BBQ World (2,80USD za zestaw).
Dalej po drodze jest pomnik niepodległości, pomnik przyjaźni khmersko-wietnamskiej i to by było tyle z naszego programu. O 15:00 jesteśmy po zwiedzaniu. Wpadamy jeszcze do Muzeum Narodowego (3USD wstep, 1USD foto, 3USD video - oczywiście w środku zakaz używania foto czy video!). Po muzeum idziemy nad rzekę i wynajmujemy łódź na rejs „na zachód słońca”  (15USD za dwie osoby i cała łódź poza tym pusta). Rejs jest bardzo przyjemny i odprężający - widzimy wioski pływające i wiele łodzi zamieszkałych przez wietnamskich imigrantow.

Po rejsie internet, kolacja (spring rolls’y 2USD, wołowina z ryżem 4USD, pepsi 1USD) i do spania. Rano trzeba wstać skoro świt i wracamy do Tajlandii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz